Wędkarstwo to moja pasja
Wszyscy, którzy mnie znają mówią, że chyba urodziłem się z wędką. Jest w tym zdaje się wiele prawdy. Pierwszą przygodę z wędką rozpocząłem mając 6 lat. Dziadek wraz z moim ojcem i wujkami zawieźli mnie do naszej kochanej Turawy, i tam wszystko się zaczęło. Najpierw były płotki i poplątane żyłki, potem trochę większe leszcze i jeszcze większy galimatias – bo emocje rosły, a wprawy i praktyki ciągle było za mało.
Do wszystkiego dochodziłem powoli, ale z uporem i konsekwencją. Zgłębiałem tajemnice wędkarstwa, podpatrywałem starszych i zadawałem tysiące pytań. Dało to wymierne i pozytywne efekty. Mija już ponad 40 lat odkąd pierwszy raz dostałem wędkę do ręki i wciąż mocno trzymam ją w dłoni. Jest dla mnie czymś, co zmieniło moje życie na lepsze, ciekawsze. Od spławika po spinning oraz metody muchowe – chyba tak jak wszyscy doświadczeni w tym fachu przeszedłem tę drogę, aby dzisiaj móc powiedzieć, że chyba trochę potrafię łowić ryby.
Chciałbym, aby wszyscy wędkarze doświadczyli tego momentu, kiedy mdleją ręce od wysiłku ciągnięcia ryby życia, a serce chce wyskoczyć z emocji. Poziom adrenaliny sięgający zenitu i brak słów powodują, że nie chce się wracać do domu.
Aby przeżyć takie emocje musicie odwiedzić Skandynawię, a w szczególności Norwegię. Cudowne góry, niekończące się fiordy, które wcinają się na wiele kilometrów w głąb lądu, oraz nie do opisania zjawiskowe zorze polarne czy białe noce. Takiej ilości i różnorodności ryb, jakie można złowić na wędkę nie znajdziecie chyba nigdzie indziej. Wielu wędkarzy wyjechało tam ze mną na ryby i wiem jedno: wszyscy wrócili tam ponownie.